Pół godziny po moim
telefonie, Casey przyjeżdża po mnie. Richelieu nawet nie spróbował za mną
wyjść. Tak mu zależało...
- Okay, ruszajmy. -
wsiadam do auta i zapinam pas.
- Tylko nie płacz,
dobrze? - Moreta odpala silnik, patrząc na mnie.
- Dobrze. - wyciągam z
torebki chusteczkę i ścieram resztki makijażu. - Jestem głupia, co? Drugi raz
dałam się oszukać Armandowi...
- Nie jesteś. To nie
twoja wina, że nadal go kochasz. - odpowiada. - Minie trochę czasu i zapomnisz,
zobaczysz...
- Masz rację. Dziękuję.
- uśmiecham się lekko i opieram głowę o szybę.
Oglądam krajobrazy po
zmroku, aż w pewnym momencie zasypiam.
- Jesteś najlepsza.
- Richelieu pocałował mnie czule w usta, gdy po wizycie w piekarni jego matka
była mną zachwycona.
- Staram się. - uśmiechnęłam
się do niego.
Wracaliśmy prostą
ścieżką na przystanek. Jego auto było w naprawie, a nowe miał dostać dopiero za
jakiś czas.
- Zastanów się i
powiedz mi kiedy się zdecydujesz na kolejny krok. - objął mnie ramieniem.
Wiedziałam co miał na myśli.
- Okay. Krótko się
znamy, potrzebuję czasu. - odpowiedziałam i zatrzymałam się. Mój autobus
właśnie nadjeżdżał. - Do zobaczenia. - cmoknęłam go w polik i wsiadłam do
pojazdu.
Nigdy nie lubiłam,
gdy facet zbytnio na mnie nalegał.
- Wstawaj. Jesteśmy. -
Casey delikatnie łapie mnie za ramię.
Otwieram oczy i
spoglądam na niego. Jest nieco zmęczony. Odpinam pas i wysiadam z auta.
- Dziękuję. - cmokam
go w policzek.
- Nie ma za co. Od
tego ma się przyjaciół. - uśmiecha się do mnie.
- Może zostaniesz u
nas na noc? Jest późno, a ta podróż była męcząca... - proponuję.
- Jeśli to nie
problem, to okay. - zamyka samochód i razem wchodzimy do domu.
A z Moretą to nie potrzebuje czasu... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i czekam na next!