niedziela, 23 kwietnia 2017

Epilog

Czarna limuzyna zatrzymuje się przed wejściem na galę. Wysiadamy całym zespołem i kierujemy się za kulisy. Miranda w klasycznej, kremowej sukience, Nia w czerwonej i ja w czarnej z brokatowym dołem oraz Iain w koszuli i czarnych jeansach wchodzimy do garderoby i czekamy aż ktoś z obsługi nas zawoła.
- Stresuję się, a wy? - mówię, po raz setny poprawiając sukienkę.
- Trochę. - odpiera Nia. - Ale będzie dobrze. - uśmiecha się. - Nie bez powodu mamy rozpocząć uroczystość... Jesteśmy najlepsi.
- A już teraz na scenie gwiazda wieczoru! - słyszymy z głośników i widzimy na telewizorze prezentera. - Hey Violet w naszym ulubionym składzie. Nia! Miranda! Iain! - wymienia, a my kolejno wychodzimy, machając do fanów. - Casey! Oraz Rena!
Spoglądam na Moretę i nie wiem o co chodzi. Nia kiwa do mnie, abym wyszła ale nie mogę. Oddycham ciężko. Nie widziałam go pół roku. Nic się nie zmienił. Nadal jest przystojny, a w tej koszuli zapiętej na 7/8 wysokości i obcisłych czarnych spodniach wygląda seksownie.
- Dziękujemy za zaproszenie. Specjalnie dla Was nasz nowy utwór "Guys My Age". - oznajmia siostra.
Nie mam wyjścia. Biorę do ręki mikrofon z cyrkoniami i wychodzę na scenę, śpiewając pierwsze wersy. Mój wzrok ciągle zwraca się w stronę chłopaka. Moje serce bije szybko, szybiej niż zwykle. Nadal go kocham, to pewne.

Po skończonym utworze, Casey zabiera głos.
- Muszę powiedzieć komuś coś ważnego. Pyreno, kocham Cię. - podchodzi do mnie i czule całuje.
- Ale przecież masz... - zaczynam, ale kładzie mi palec na ustach.
- Ślub? Nieważny. Nie został zawarty zgodnie z prawem, więc tak jakby wcale go nie było. - ściąga obrączkę i rzuca ją daleko przed siebie. - Tylko Ty się teraz liczysz. - ponownie mnie całuje.
Czuję jego silne ramiona wokół mojej talii. Zarzucam mu ręce na szyję. Nie obchodzi mnie nic, nawet to skąd się tu wziął. Nie pytam, czy wróci do zespołu, bo po prostu wiem, że tak.
- Też Cię kocham. - złączam nasze usta w czułym pocałunku.
Zgromadzeni ludzie zaczynają klaskać. Jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Stykamy się z Casey'em czołami i uśmiechamy się do siebie. On doskonale wie jak kochać mnie dobrze.

-------------------------------
I tak oto kończy się "Don't know how to love me good...".
Dziękuję za wszystko, za to, że czytaliście, komentowaliście... Za wszystko.
Moją dobrą wiadomością jest to iż... 2 część tego FF to "Don't know how to treat me..." startuje już za tydzień (znowu nowy blog w moje urodziny). Tak więc, widzimy się tam 30.04. o 8:00.
XOXO,
Wiki R5er

niedziela, 16 kwietnia 2017

18.

Otwieram oczy i widzę rażące światło.
- Rena! - Nia od razu mnie ściska.
- Gdzie jestem? - pytam, bo ostatnie co pamiętam to moment, w którym zamknęłam oczy, oparta o szafkę w kuchni.
- W szpitalu. - odpowiada, a jej mina poważnieje. - Czemu chciałaś się zabić? Przecież było już w porządku...
- Bo... On do mnie napisał. - zaciskam oczy, by choć raz nie rozpłakać się. - Nie wie jak kochać mnie dobrze... - mruczę pod nosem, na melodię piosenki, którą napisałam po rozstaniu z Richelieu.
- Siostra, nie śmuć się... - obejmuje mnie. - Nie warto.
- Dziękuję, że jesteś. - cmokam ją w polik.

Dwa dni później wracam do domu. Lekarz przepisał mi leki na depresję, których nawet nie wykupiłam. Siadam przy toaletce i zaczynam czytać Nii piosenkę, którą napisałam jakiś czas temu. Siostra pomaga mi ją poprawić, a Miranda układa nuty do niej. Gdy wszystko jest gotowe próbuję ją zaśpiewać z akompaniamentem gitary i prowizorycznej perkusji. Jestem zadowolona z końcowego efektu.

Tego wieczora postanawiam napisać list do Casey'a. Pierwszy i ostatni w moim życiu list do niego. Jest on długi i w pełni oddaje moje uczucia. Z samego rana jadę rowerem pod jego dom i zostawiam pod drzwiami kopertę.

niedziela, 9 kwietnia 2017

17.

Wyrywam z kalendarza kolejną kartkę. Od rozstania z Casey'em minął miesiąc, a ja nadal nie umiem o tym zapomnieć, nadal mnie to boli, nadal przez niego płaczę po nocach. Co prawda, zaczęłam funkcjonować jak człowiek, ale nadal nie odzywamy się do siebie, a Hey Violet jest zawieszone do odwołania.

- Lecz może zanim świt rozdzieli nas i zanim stojąc w drzwiach odwrócisz się, opowiem Tobie jeszcze jeden raz jak kocham Cię... - mówił melodyjnym głosem, trzymając mnie w ramionach.
- Chciałeś powiedzieć coś innego. - odparłam, patrząc mu w oczy.
- Czy jutro już nie będzie nas? Czy skończy się ten piękny czas? Pytania wciąż nachodzą mnie, jak mam zatrzymać Cię... - dalej, próbował odbiec od tematu.
- Czemu ma nas nie być? Mów o co chodzi. - usiadłam zła.
- Moja matka zmusiła mnie do ślubu, którego nie chciałem. - wyznał, a moje serce znów rozpadło się na miliardy kawałeczków.
- Co? - spytałam z łzami w oczach i wstałam z jego łóżka. - Czarne chmury nad nami iskrzą błyskawicami. Pora skończyć tę miłość. Nie ma czego ratować, nie ma czego żałować. Było i się skończyło. Nic mnie teraz nie trzyma... - łzy kapały na podłogę, a słowa melodyjnie płynęły z mojego serca.
- Nie mów tak... - Moreta padał u moich stóp zrozpaczony.
- Nie pisz, nie dzwoń, nie szukaj. Do drzwi moich nie pukaj. To rozstanie. - odwróciłam się od niego i złapałam za klamkę.
- Rena, nie. Kocham Cię. Nie odchodź. - chwycił mnie za dłoń i spojrzał błagalnym wzrokiem.
- Nie Casey. Nie mogę tu być, tak żyć. Mam dość. - wyszłam trzaskając drzwiami. Nie chciałbym dłużej na niego patrzeć.

Czuję jak mój telefon wibruje w kieszeni. Odkładam bułkę na talerz i wyciągam go. Na wyświetlaczu widzę jeden nieodebrany SMS. Jest od Casey'a.
- Pewnie chodzi mu o zapłatę, której jeszcze nie dostał. - mówię sama do siebie i klikam w wiadomość. Zaczynam ją czytać, lecz po dwóch pierwszych zdaniach moje oczy znów zaczynają się szklić.
"Wciąż pamiętam tamtą noc, kiedy powiedziałaś dość... I że nie możesz tak żyć, że nie możesz tu być..."
Rzucam telefonem o ścianę i osuwam się na ziemię. Biorę do ręki leżący na stole nóż i przykładam go do nadgarstka. Przeciągam nim trzy razy, za każdym mocniej. Krew skapuje na podłogę razem z moimi łzami. Cholerny Casey. Zamykam oczy i liczę uderzenia serca. Czekam aż nadejdzie koniec.

-----------------------------
Dwie piękne piosenki w jednym rozdziale... Ah te wspomnienia Reny...
Pierwsza to Mario Bischin "Zatrzymać Cię", a druga to Akcent "Biorę urop od Ciebie". Posłuchajcie, bo warto.
Przed nami jeszcze jeden rozdział i epilog. Ah, jak to szybko minęło. Za dwa tygodnie koniec tego bloga, a za trzy w sobotę "Break My Heart". Te Lovelisowe blogi coś szybko się kończą, co nie? Ale mam dobrą wiadomość, o której powiem Wam pod epilogiem.
XOXO

niedziela, 2 kwietnia 2017

16.

Gdyby ktoś mi powiedział, że mój związek z Casey'em będzie trwał tak krótko, w życiu bym się nie zdecydowała. Trzy dni, najlepsze dni... Zapamiętam je na zawsze, choć będzie to bolesne.

Wczoraj wieczorem Casey, jak zwykle, przyszedł do mnie. Zjedliśmy razem kolację, a potem zaniósł mnie na rękach do sypialni.
- Kocham Cię. - powtórzył po raz setny tego wieczora, całując moje ciało.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam i zrobiłam mu na szyi malinkę.
Noc romantyczna i namiętna. Ubrania kolejno lądowały na podłodze, a my byliśmy coraz bardziej spragnieni siebie nawzajem. Wszystko było takie magiczne, cudowne... Do czasu.

Leżeliśmy wtuleni w siebie po wszystkim, gdy nagle rozbrzmiał się telefon Casey'a. Jego była dziewczyna trafiła do szpitala i koniecznie chciała go zobaczyć. Chłopak niechętnie wybrał się tam, a gdy usłyszał dlaczego tak jej zależało... Zostały jej ostatnie miesiące, czy dni życia. Oczywiście rodzice obu stron nalegali i jeszcze tej nocy, w szpitalnej kaplicy, zawarł z nią związek małżeński. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się o wszystkim.

- Rena, daj już spokój. - Nia, głaszcze moje plecy. Drugi dzień nic nie jem, nie piję, tylko płaczę. - Nie możesz tak robić. Najpierw cierpiałaś po Richelieu, teraz po Casey'u. Okay, jest Ci przykro, ale chyba nie chcesz umrzeć z głodu. - przysuwa bliżej mnie talerz tostów z Nutellą i dżemem.
- Nie chcę. - kręcę głową i rzucam do kąta kolejną zużytą chusteczkę.
Siedzę w za dużej koszulce Morety, moje włosy są w totalnym nie ładzie, a makijażu nie nakładam już od rozstania. Nie mam na nic ochoty, więc to cud, że jeszcze oddycham.
- Rób jak chcesz. - siostra wstaje i odkłada talerz na biurko. - To twoje życie. Jeśli chcesz zmarnować karierę Hey Violet to proszę bardzo. Ja mam już dość tego wszystkiego. - mówi ze wściekłością w głosie i wychodzi, trzaskając drzwiami.
- Ugh. - wzdycham i nakrywam głowę poduszką.
Jak ja nienawidzę swojego życia.

niedziela, 26 marca 2017

15.

Otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Casey jeszcze śpi, a włosy opadają mu na twarz. Sprawdzam na godzinę w telefonie, jest chwilę po ósmej rano. Wstaję i wciągam na siebie tylko koszulkę chłopaka i czystą bieliznę wyciągniętą z szuflady. Zerkam w lustro i po raz pierwszy od długiego czasu widzę uśmiechniętą wersję mnie. Wychodzę z pokoju, cicho zamykając drzwi i kieruję się do kuchni. Nia siedzi przy stole i je tosta z dżemem, przeglądając coś w telefonie.
- Cześć. - witam się i wyjmuję z lodówki produkty na sałatkę warzywną.
- Cześć. - rzuca, nie odrywając wzroku od wyświetlacza.
- Jak się spało? - pytam, krojąc, umytego przed chwilą, pomidora.
- Jak zwykle. - odpowiada, odkładając urządzenie na bok. - A Tobie? - po raz pierwszy spogląda na mnie.
- Bardzo dobrze. Nie widać? - wrzucam kawałki warzywa do przygotowanej miski.
- No właśnie widać. Jesteś taka szczęśliwa... Nie to co ostatnio. - wstaje i wkłada swój brudny talerz do zmywarki.
- Bo mam powód. - uśmiecham się do niej tajemniczo.
- Jaki? - spogląda zaciekawiona.
Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale w tym momencie w kuchni pojawia się Casey.
- Witaj kochanie. - cmoka mnie w policzek, obejmując jednocześnie w talii. - O, hej Nia. - dodaje, widząc moją siostrę.
- Hej. - odpowiada, wpatrując się w nas zaskoczona. - Jesteście razem? - pyta po chwili ciszy.
- Tak. Od wczoraj. - odpieram i całuję czule chłopaka.
- To fajnie. Oby Wam się udało. - Nia także się uśmiecha. - Zostawiam Was samych, gołąbki. Idę z Mirandą do fryzjera. - śmieje się cicho pod nosem i wychodzi.
Spoglądam na Moretę oczyma pełnymi miłości i uśmiecham się.
- No i co, księżniczko? - bierze moje dłonie w swoje. - Chłopcy starsi od Ciebie umieją Cię kochać dobrze, nie Ci w twoim wieku...
- Racja. Dziękuję, że jesteś. Dzięki Tobie znów zaczęłam być sobą i ponownie zaznałam miłości, tym razem szczerą. - wspinam się na palce i składam na jego ustach długi, czuły pocałunek.
- Kocham Cię. - szepta Casey i opiera się człołem o moje czoło.
- Kocham Cię. - odpowiadam mu, również szeptem.
Stoimy tak w ciszy, szczęśliwi, że mamy siebie.

niedziela, 19 marca 2017

14.

- Co Ci strzeliło do głowy? - pyta Casey, prowadząc mnie do swojego auta. W ostatniej chwili powstrzymał mnie od samobójstwa.
- Sama już nie wiem... - odpowiadam, pocierając ramiona dłońmi.
- Oj Rena, Rena... - wzdycha i zatrzymuje się przy pojeździe. Wsadza do bagażnika mój rower, a następnie otwiera drzwi od strony pasażera, bym wsiadła. Zajmuje miejsce za kierownicą i spogląda mnie zatroskany. - Trzęsiesz się. Zimno Ci? - pyta, zdejmując swoją bluzę.
- Nie, nie. Jest okay. - odpowiadam, choć szczerze to jest mi zimno. Co z tego, że mamy lato?
- Weź ją i tak. - podaje mi bluzę i odpala silnik.
Okrywam nią ramiona i otulam się zapachem jego perfum. Zamykam oczy, opierając głowę o boczne okno.

Casey odwozi mnie pod dom.
- Dziękuję. - oddaję mu bluzę i chwytam za klamkę, by otworzyć drzwi i wysiąść.
- Rena, zaczekaj. - bierze moją dłoń w swoją, drugą odwracając moją głowę w swoją stronę. Nasze spojrzenia się krzyżują. - Nie wiem co powiedzieć... - głos zaczyna mu drżeć. - Nie powinienem był wtedy nalegać. Przepraszam.
- Jest dobrze. Nie przepraszaj. To ja powinnam. Odtrąciłam Cię. - splatam nasze palce razem. - Powinnam też coś Ci powiedzieć... - milknę na chwilę. - Nie chciałam, bo się wstydziłam. Nikomu oprócz mamy i Nii nie wspomniałam o bliźnie jaką mam nad udem. To od tego wypadku, gdy z Richelieu wpadliśmy do rzeki... - wyznaję.
- Tylko dlatego? Trzeba było mówić. Pewnie nawet nie jest taka zła... - uśmiecha się do mnie.
- Jest okropna. - odpieram i puszczam jego dłoń. - Będę wysiadać.
- Zostań jeszcze chwilę. Domyśliłem się czemu chciałaś się zabić. Jesteś zazdrosna o moją dziewczynę, nieprawdaż? - pyta, a ja nie wiem co odpowiedzieć. Jak zwykle.
- Szybko ją znalazłeś... - burczę pod nosem.
- Byłem z nią wcześniej. Dla Ciebie chciałem ją zostawić. Ale skoro nie chcesz mojej miłości... - wzdycha, a jego oczy robią się szklane.
- To nie tak. - protestuję i wpijam się w jego usta z wielką pożądliwością. - Chcę Casey, bardzo chcę.

niedziela, 12 marca 2017

13.

Słońce zaczyna chować się za horyzontem, a powietrze staje się coraz chłodniejsze. Siedzę oparta o stary dąb i płaczę. To wszystko jest zbyt bolesne...

- Pyreno Lucrezio, czy oficjalnie zostaniesz moją dziewczyną? - spytał mnie Armand, pokazując mi prześliczną bransoletkę z dwoma połączonymi serduszkami.
- Tak. - odparłam z uśmiechem.
Richelieu zapiął bransoletkę na moim nadgarstku i czule pocałował.
- Co powiesz na romantyczny wypad do kina, na kolację... - zaproponował.
- Chętnie. - zgodziłam się i chwyciłam go za rękę.
Ruszyliśmy powoli w kierunku centrum, gdzie znajdowało się kino. Wybraliśmy komedię romantyczną. Było cudownie.

Biorę do ręki mały kamyczek, leżący obok mojej stopy i wykonuję zamach, aż wpada do rzeki. Targają mną różne emocje, ale wszystkie negatywne.
Smutek ~ po ponownym rozstaniu.
Złość ~ z własnej głupoty, za to, że dałam się oszukać.
Zazdrość ~ bo Casey ma dziewczynę.
Rozczarowanie ~ bo mówił, że kocha.

-  Kocham Cię, Rena. - usłyszałam z ust Casey'a i nie wiedziałam co powiedzieć. Pozwoliłam rozpłynąć się jego słowom w powietrzu i wyryć się w moim sercu.
Była noc. Leżał w moim łóżku, a ja siedziałam na nim okrakiem, bawiąc się pasemkiem jego włosów. Czułam na skórze jego nieco szorstkie od gry na gitarze palce, które powoli ‘wędrowały’ po moich plecach coraz niżej. Próbował ściągnąć moje szorty do spania.
- Casey, lepiej nie. - wyskoczyłam z łóżka bez wytłumaczenia i ubrałam koszulkę w pośpiechu.
Nie chciałam go ranić, ale nie byłam na to gotowa. Wstydziłam się blizny, którą mam nad udem.
- Okay, rozumiem. - Moreta usiadł na skraju łóżka i wciągnął na siebie swoją bluzkę. - Pojadę do siebie. - wstał i wyszedł.
Opadłam na łóżko i schowałam twarz w poduszki. Łzy znów spływały po moich policzkach.

Podnoszę się spod drzewa i podchodzę bliżej rzeki. Zrywam z szyi łańcuszek od Richelieu i rzucam go przed siebie. Wpada do wody i znika. To samo robię z bransoletką od niego. Oddycham głęboko i zamykam na chwilę oczy. Ostatni rok mojego życia przemyka mi przed oczyma. Otwieram oczy i zdecydowana staję na krawędzi.
- Raz... Dwa... - liczę, by wykonać skok i raz na zawsze opuścić ten świat.
- Rena, nie rób tego! - słyszę za plecami znajomy mi głos.
Nic nie mówię tylko podbiegam do niego i mocno się wtulam.