niedziela, 9 kwietnia 2017

17.

Wyrywam z kalendarza kolejną kartkę. Od rozstania z Casey'em minął miesiąc, a ja nadal nie umiem o tym zapomnieć, nadal mnie to boli, nadal przez niego płaczę po nocach. Co prawda, zaczęłam funkcjonować jak człowiek, ale nadal nie odzywamy się do siebie, a Hey Violet jest zawieszone do odwołania.

- Lecz może zanim świt rozdzieli nas i zanim stojąc w drzwiach odwrócisz się, opowiem Tobie jeszcze jeden raz jak kocham Cię... - mówił melodyjnym głosem, trzymając mnie w ramionach.
- Chciałeś powiedzieć coś innego. - odparłam, patrząc mu w oczy.
- Czy jutro już nie będzie nas? Czy skończy się ten piękny czas? Pytania wciąż nachodzą mnie, jak mam zatrzymać Cię... - dalej, próbował odbiec od tematu.
- Czemu ma nas nie być? Mów o co chodzi. - usiadłam zła.
- Moja matka zmusiła mnie do ślubu, którego nie chciałem. - wyznał, a moje serce znów rozpadło się na miliardy kawałeczków.
- Co? - spytałam z łzami w oczach i wstałam z jego łóżka. - Czarne chmury nad nami iskrzą błyskawicami. Pora skończyć tę miłość. Nie ma czego ratować, nie ma czego żałować. Było i się skończyło. Nic mnie teraz nie trzyma... - łzy kapały na podłogę, a słowa melodyjnie płynęły z mojego serca.
- Nie mów tak... - Moreta padał u moich stóp zrozpaczony.
- Nie pisz, nie dzwoń, nie szukaj. Do drzwi moich nie pukaj. To rozstanie. - odwróciłam się od niego i złapałam za klamkę.
- Rena, nie. Kocham Cię. Nie odchodź. - chwycił mnie za dłoń i spojrzał błagalnym wzrokiem.
- Nie Casey. Nie mogę tu być, tak żyć. Mam dość. - wyszłam trzaskając drzwiami. Nie chciałbym dłużej na niego patrzeć.

Czuję jak mój telefon wibruje w kieszeni. Odkładam bułkę na talerz i wyciągam go. Na wyświetlaczu widzę jeden nieodebrany SMS. Jest od Casey'a.
- Pewnie chodzi mu o zapłatę, której jeszcze nie dostał. - mówię sama do siebie i klikam w wiadomość. Zaczynam ją czytać, lecz po dwóch pierwszych zdaniach moje oczy znów zaczynają się szklić.
"Wciąż pamiętam tamtą noc, kiedy powiedziałaś dość... I że nie możesz tak żyć, że nie możesz tu być..."
Rzucam telefonem o ścianę i osuwam się na ziemię. Biorę do ręki leżący na stole nóż i przykładam go do nadgarstka. Przeciągam nim trzy razy, za każdym mocniej. Krew skapuje na podłogę razem z moimi łzami. Cholerny Casey. Zamykam oczy i liczę uderzenia serca. Czekam aż nadejdzie koniec.

-----------------------------
Dwie piękne piosenki w jednym rozdziale... Ah te wspomnienia Reny...
Pierwsza to Mario Bischin "Zatrzymać Cię", a druga to Akcent "Biorę urop od Ciebie". Posłuchajcie, bo warto.
Przed nami jeszcze jeden rozdział i epilog. Ah, jak to szybko minęło. Za dwa tygodnie koniec tego bloga, a za trzy w sobotę "Break My Heart". Te Lovelisowe blogi coś szybko się kończą, co nie? Ale mam dobrą wiadomość, o której powiem Wam pod epilogiem.
XOXO

1 komentarz:

  1. Co tak szybko się kończą te Loveliski!?
    Aż płakałam kiedy czytałam ten rozdział. Biedna Rena - nikt jej nie kocha...
    Buziaki i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń