niedziela, 26 marca 2017

15.

Otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Casey jeszcze śpi, a włosy opadają mu na twarz. Sprawdzam na godzinę w telefonie, jest chwilę po ósmej rano. Wstaję i wciągam na siebie tylko koszulkę chłopaka i czystą bieliznę wyciągniętą z szuflady. Zerkam w lustro i po raz pierwszy od długiego czasu widzę uśmiechniętą wersję mnie. Wychodzę z pokoju, cicho zamykając drzwi i kieruję się do kuchni. Nia siedzi przy stole i je tosta z dżemem, przeglądając coś w telefonie.
- Cześć. - witam się i wyjmuję z lodówki produkty na sałatkę warzywną.
- Cześć. - rzuca, nie odrywając wzroku od wyświetlacza.
- Jak się spało? - pytam, krojąc, umytego przed chwilą, pomidora.
- Jak zwykle. - odpowiada, odkładając urządzenie na bok. - A Tobie? - po raz pierwszy spogląda na mnie.
- Bardzo dobrze. Nie widać? - wrzucam kawałki warzywa do przygotowanej miski.
- No właśnie widać. Jesteś taka szczęśliwa... Nie to co ostatnio. - wstaje i wkłada swój brudny talerz do zmywarki.
- Bo mam powód. - uśmiecham się do niej tajemniczo.
- Jaki? - spogląda zaciekawiona.
Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale w tym momencie w kuchni pojawia się Casey.
- Witaj kochanie. - cmoka mnie w policzek, obejmując jednocześnie w talii. - O, hej Nia. - dodaje, widząc moją siostrę.
- Hej. - odpowiada, wpatrując się w nas zaskoczona. - Jesteście razem? - pyta po chwili ciszy.
- Tak. Od wczoraj. - odpieram i całuję czule chłopaka.
- To fajnie. Oby Wam się udało. - Nia także się uśmiecha. - Zostawiam Was samych, gołąbki. Idę z Mirandą do fryzjera. - śmieje się cicho pod nosem i wychodzi.
Spoglądam na Moretę oczyma pełnymi miłości i uśmiecham się.
- No i co, księżniczko? - bierze moje dłonie w swoje. - Chłopcy starsi od Ciebie umieją Cię kochać dobrze, nie Ci w twoim wieku...
- Racja. Dziękuję, że jesteś. Dzięki Tobie znów zaczęłam być sobą i ponownie zaznałam miłości, tym razem szczerą. - wspinam się na palce i składam na jego ustach długi, czuły pocałunek.
- Kocham Cię. - szepta Casey i opiera się człołem o moje czoło.
- Kocham Cię. - odpowiadam mu, również szeptem.
Stoimy tak w ciszy, szczęśliwi, że mamy siebie.

niedziela, 19 marca 2017

14.

- Co Ci strzeliło do głowy? - pyta Casey, prowadząc mnie do swojego auta. W ostatniej chwili powstrzymał mnie od samobójstwa.
- Sama już nie wiem... - odpowiadam, pocierając ramiona dłońmi.
- Oj Rena, Rena... - wzdycha i zatrzymuje się przy pojeździe. Wsadza do bagażnika mój rower, a następnie otwiera drzwi od strony pasażera, bym wsiadła. Zajmuje miejsce za kierownicą i spogląda mnie zatroskany. - Trzęsiesz się. Zimno Ci? - pyta, zdejmując swoją bluzę.
- Nie, nie. Jest okay. - odpowiadam, choć szczerze to jest mi zimno. Co z tego, że mamy lato?
- Weź ją i tak. - podaje mi bluzę i odpala silnik.
Okrywam nią ramiona i otulam się zapachem jego perfum. Zamykam oczy, opierając głowę o boczne okno.

Casey odwozi mnie pod dom.
- Dziękuję. - oddaję mu bluzę i chwytam za klamkę, by otworzyć drzwi i wysiąść.
- Rena, zaczekaj. - bierze moją dłoń w swoją, drugą odwracając moją głowę w swoją stronę. Nasze spojrzenia się krzyżują. - Nie wiem co powiedzieć... - głos zaczyna mu drżeć. - Nie powinienem był wtedy nalegać. Przepraszam.
- Jest dobrze. Nie przepraszaj. To ja powinnam. Odtrąciłam Cię. - splatam nasze palce razem. - Powinnam też coś Ci powiedzieć... - milknę na chwilę. - Nie chciałam, bo się wstydziłam. Nikomu oprócz mamy i Nii nie wspomniałam o bliźnie jaką mam nad udem. To od tego wypadku, gdy z Richelieu wpadliśmy do rzeki... - wyznaję.
- Tylko dlatego? Trzeba było mówić. Pewnie nawet nie jest taka zła... - uśmiecha się do mnie.
- Jest okropna. - odpieram i puszczam jego dłoń. - Będę wysiadać.
- Zostań jeszcze chwilę. Domyśliłem się czemu chciałaś się zabić. Jesteś zazdrosna o moją dziewczynę, nieprawdaż? - pyta, a ja nie wiem co odpowiedzieć. Jak zwykle.
- Szybko ją znalazłeś... - burczę pod nosem.
- Byłem z nią wcześniej. Dla Ciebie chciałem ją zostawić. Ale skoro nie chcesz mojej miłości... - wzdycha, a jego oczy robią się szklane.
- To nie tak. - protestuję i wpijam się w jego usta z wielką pożądliwością. - Chcę Casey, bardzo chcę.

niedziela, 12 marca 2017

13.

Słońce zaczyna chować się za horyzontem, a powietrze staje się coraz chłodniejsze. Siedzę oparta o stary dąb i płaczę. To wszystko jest zbyt bolesne...

- Pyreno Lucrezio, czy oficjalnie zostaniesz moją dziewczyną? - spytał mnie Armand, pokazując mi prześliczną bransoletkę z dwoma połączonymi serduszkami.
- Tak. - odparłam z uśmiechem.
Richelieu zapiął bransoletkę na moim nadgarstku i czule pocałował.
- Co powiesz na romantyczny wypad do kina, na kolację... - zaproponował.
- Chętnie. - zgodziłam się i chwyciłam go za rękę.
Ruszyliśmy powoli w kierunku centrum, gdzie znajdowało się kino. Wybraliśmy komedię romantyczną. Było cudownie.

Biorę do ręki mały kamyczek, leżący obok mojej stopy i wykonuję zamach, aż wpada do rzeki. Targają mną różne emocje, ale wszystkie negatywne.
Smutek ~ po ponownym rozstaniu.
Złość ~ z własnej głupoty, za to, że dałam się oszukać.
Zazdrość ~ bo Casey ma dziewczynę.
Rozczarowanie ~ bo mówił, że kocha.

-  Kocham Cię, Rena. - usłyszałam z ust Casey'a i nie wiedziałam co powiedzieć. Pozwoliłam rozpłynąć się jego słowom w powietrzu i wyryć się w moim sercu.
Była noc. Leżał w moim łóżku, a ja siedziałam na nim okrakiem, bawiąc się pasemkiem jego włosów. Czułam na skórze jego nieco szorstkie od gry na gitarze palce, które powoli ‘wędrowały’ po moich plecach coraz niżej. Próbował ściągnąć moje szorty do spania.
- Casey, lepiej nie. - wyskoczyłam z łóżka bez wytłumaczenia i ubrałam koszulkę w pośpiechu.
Nie chciałam go ranić, ale nie byłam na to gotowa. Wstydziłam się blizny, którą mam nad udem.
- Okay, rozumiem. - Moreta usiadł na skraju łóżka i wciągnął na siebie swoją bluzkę. - Pojadę do siebie. - wstał i wyszedł.
Opadłam na łóżko i schowałam twarz w poduszki. Łzy znów spływały po moich policzkach.

Podnoszę się spod drzewa i podchodzę bliżej rzeki. Zrywam z szyi łańcuszek od Richelieu i rzucam go przed siebie. Wpada do wody i znika. To samo robię z bransoletką od niego. Oddycham głęboko i zamykam na chwilę oczy. Ostatni rok mojego życia przemyka mi przed oczyma. Otwieram oczy i zdecydowana staję na krawędzi.
- Raz... Dwa... - liczę, by wykonać skok i raz na zawsze opuścić ten świat.
- Rena, nie rób tego! - słyszę za plecami znajomy mi głos.
Nic nie mówię tylko podbiegam do niego i mocno się wtulam.

niedziela, 5 marca 2017

12.

Z samego rana zaczynam się szykować. Pod toną makijażu maskuję podkrążone, od całonocnego płakania, oczy. Usta podkreślam delikatnym różowym błyszczykiem, a włosy jak zwykle zostawiam rozpuszczone. Wciągam na siebie ulubione legginsy, a do tego koszulkę Casey'a, którą podkradłam mu kiedyś w trasie. Próbuję się uśmiechnąć, ale na mojej twarzy ciągle widnieje grymas. Poddaję się i schodzę coś zjeść.

Punktualnie o 10 wstawiamy się z Nią na kolejnym akustycznym show. Miranda i Iain szykują instrumenty, a Casey'a nigdzie nie ma. Z każdą chwilą czuję coraz większe wyrzuty sumienia. Nie powinnam była tak gwałtownie reagować. Powinnam wszystko mu wyjaśnić.
- Hey Violet, zaczynacje za pięć minut. - słyszę głos organizatora za plecami.
- Nie możemy wystąpić bez Casey'a. - oznajmiam, a wszyscy patrzą na mnie.
- Damy radę. Miranda na pewno sobie poradzi. - Nia obejmuje mnie ramieniem. - Ty też dasz sobie radę. - uśmiecha się do mnie i kieruje się na swoje miejsce.
Zaczynamy od najnowszych piosenek. Jakoś tam nam wychodzi, jednak bez Morety to nie to samo.

Po występie wszyscy jak zwykle idziemy do mojego i Nii domu. Gdy siostra szykuje z Iainem i Mirandą posiłek, wsiadam na rower i jadę do domu Morety. Pukam do drzwi i czekam chwilę, aż się otwierają.
- O, Rena. - mama chłopaka wita mnie. - Jest u siebie. - dodaje, uprzedzając moje pytanie.
Kieruję się schodami na piętro i delikatnie stukam do drzwi. Uchylam je lekko i zaglądam do pokoju. Casey całuje się z tą dziewczyną, z którą siedział wczoraj w kawiarni. Zaciskam oczy, by powstrzymać łzy i wracam do salonu.
- Niech mu pani przekaże, że ma do mnie zadzwonić. Jest teraz zajęty, a chodzi o zespół. - oznajmiam i ruszam do wyjścia.
- Dobrze. A nie zostaniesz na obiad? - proponuje jego rodzicielka.
- Może innym razem. - odpowiadam i wychodzę.
Wsiadam z powrotem na rower i jadę nad rzekę. Tam zatrzymuje się, opieram rower o stary dąb i osuwam się na ziemię. Pozwalam łzom swobodnie spływać po mojej twarzy. Najpierw Armand złamał mi serce, a teraz Casey. Jedyne co ich różni to to, że jeden zrobił to tak po prostu, bo chciał, a drugi odtrącony, z rozpaczy.