- Tak lepiej? - pytam,
przykładając do nosa Casey'a woreczek z lodem.
Siedzimy w moim domu,
w kuchni. Nadal nie umiem się otrząsnąć po ataku Armanda. Chłopak razem z
kuzynem, jak się potem domyśliłam rzucił się na nas, gdy wracaliśmy z imprezy u
Iaina. Richelieu był zazdrosny o to, że przez chwilę podczas występu w radiu
trzymałam Moretę za rękę. Owszem, to on mnie zostawił dla innej, jednak nie
chce bym była szczęśliwa z kimś innym.
- Tak. Dziękuję Rena.
- uśmiecha się lekko.
- To dobrze. - siadam
obok niego i odgarniam mu opadające kosmyki włosów za ucho. - I nie masz za co
dziękować. To moja wina, że Armand się na Ciebie rzucił. Jest zazdrosny i chyba
nie do końca do niego dociera, że mnie zdradził i zostawił... - wzdycham.
- Nie obwiniaj się za
jego głupotę. - chwyta moją dłoń. - Jesteś najlepszą osobą jaką spotkałem.
- To urocze Casey... -
cmokam go w policzek, przez co strącam okład z jego nosa. - Oj. - uśmiecham się
i poprawiam woreczek. Jego nos już od dłużej chwili nie krwawi, a opuchlizna
nieco już schodzi.
Znów jestem z nim sam
na sam, a w ciszy, która między nami panuje, słyszę bicie serc. Biją w podobnym
rytmie.
- Słyszysz to Rena?
- spytał Armand, gdy w ciszy obserwowaliśmy gęsi nad wodą.
- Ale co? -
odpowiedziałam pytaniem na pytanie, odwracając w jego stronę głowę. Nasze
spojrzenia się wtedy spotkały.
- To. - przyłożył
mi jedną moją dłoń do swojego serca, drugą do mojego. - Biją tak samo. To chyba
znak, że jesteśmy sobie przeznaczeni. - powiedział, przysuwając się do mnie
bliżej.
- No może. -
odparłam.
- Na pewno. -
pocałował mnie w usta po raz pierwszy.
To była magiczna
chwila. Traktował mnie jak damę, jedyną kobietę swojego życia.
Rano budzę się sama w
salonie. Wstaję, poprawiając koszulkę i idę do kuchni. Casey, który wygląda już
znacznie lepiej, wraz z Nią szykują śniadanie. Chłopak parzy kawę, a siostra
smaży naleśniki. Zastanawiam się tylko skąd mają składniki, skoro lodówka była
wczoraj pusta.
- Dzień dobry. - witam
się z nimi i siadam przy stole. Odgarniam włosy za ucho i uśmiecham się do nich
serdecznie.
- Dzień dobry. Czy z
twoim kolanem już lepiej? - pyta Moreta, stawiając przede mną parujący kubek z
kawą.
- Nieco lepiej. -
podciągam do góry nogawkę od legginsów i pokazuję mu plaster, zakrywający całą
ranę i kawałek zdrowej skóry. - A twój nos?
- Jak widać, znacznie
lepiej. Nie muszę oddychać ustami. - odpiera ze śmiechem.
- I możesz zrobić nimi
coś innego. - dodaje Nia i kieruje się z patelnią do stołu.
Spoglądamy na siebie z
chłopakiem nieco zawstydzeni. Czyżby coś sugerowała?
- Tak, może zjeść. -
odzywam się po chwili i nakładam sobie na talerz jeden z naleśników, a
następnie polewam go czekoladowym sosem. - Smacznego wszystkim.
- Tobie też Rena. -
gitarzysta siada obok mnie i także zabiera się za jedzenie.
Nia dołącza do nas po
chwili i razem spożywamy posiłek.
Ale sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńJa tam uważam, że ona będzie z Moretą!
Buziaki i czekam na next.