niedziela, 22 stycznia 2017

6.

- Tak lepiej? - pytam, przykładając do nosa Casey'a woreczek z lodem.
Siedzimy w moim domu, w kuchni. Nadal nie umiem się otrząsnąć po ataku Armanda. Chłopak razem z kuzynem, jak się potem domyśliłam rzucił się na nas, gdy wracaliśmy z imprezy u Iaina. Richelieu był zazdrosny o to, że przez chwilę podczas występu w radiu trzymałam Moretę za rękę. Owszem, to on mnie zostawił dla innej, jednak nie chce bym była szczęśliwa z kimś innym.
- Tak. Dziękuję Rena. - uśmiecha się lekko.
- To dobrze. - siadam obok niego i odgarniam mu opadające kosmyki włosów za ucho. - I nie masz za co dziękować. To moja wina, że Armand się na Ciebie rzucił. Jest zazdrosny i chyba nie do końca do niego dociera, że mnie zdradził i zostawił... - wzdycham.
- Nie obwiniaj się za jego głupotę. - chwyta moją dłoń. - Jesteś najlepszą osobą jaką spotkałem.
- To urocze Casey... - cmokam go w policzek, przez co strącam okład z jego nosa. - Oj. - uśmiecham się i poprawiam woreczek. Jego nos już od dłużej chwili nie krwawi, a opuchlizna nieco już schodzi.
Znów jestem z nim sam na sam, a w ciszy, która między nami panuje, słyszę bicie serc. Biją w podobnym rytmie.

- Słyszysz to Rena? - spytał Armand, gdy w ciszy obserwowaliśmy gęsi nad wodą.
- Ale co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, odwracając w jego stronę głowę. Nasze spojrzenia się wtedy spotkały.
- To. - przyłożył mi jedną moją dłoń do swojego serca, drugą do mojego. - Biją tak samo. To chyba znak, że jesteśmy sobie przeznaczeni. - powiedział, przysuwając się do mnie bliżej.
- No może. - odparłam.
- Na pewno. - pocałował mnie w usta po raz pierwszy.
To była magiczna chwila. Traktował mnie jak damę, jedyną kobietę swojego życia.

Rano budzę się sama w salonie. Wstaję, poprawiając koszulkę i idę do kuchni. Casey, który wygląda już znacznie lepiej, wraz z Nią szykują śniadanie. Chłopak parzy kawę, a siostra smaży naleśniki. Zastanawiam się tylko skąd mają składniki, skoro lodówka była wczoraj pusta.
- Dzień dobry. - witam się z nimi i siadam przy stole. Odgarniam włosy za ucho i uśmiecham się do nich serdecznie.
- Dzień dobry. Czy z twoim kolanem już lepiej? - pyta Moreta, stawiając przede mną parujący kubek z kawą.
- Nieco lepiej. - podciągam do góry nogawkę od legginsów i pokazuję mu plaster, zakrywający całą ranę i kawałek zdrowej skóry. - A twój nos?
- Jak widać, znacznie lepiej. Nie muszę oddychać ustami. - odpiera ze śmiechem.
- I możesz zrobić nimi coś innego. - dodaje Nia i kieruje się z patelnią do stołu.
Spoglądamy na siebie z chłopakiem nieco zawstydzeni. Czyżby coś sugerowała?
- Tak, może zjeść. - odzywam się po chwili i nakładam sobie na talerz jeden z naleśników, a następnie polewam go czekoladowym sosem. - Smacznego wszystkim.
- Tobie też Rena. - gitarzysta siada obok mnie i także zabiera się za jedzenie.
Nia dołącza do nas po chwili i razem spożywamy posiłek.

1 komentarz:

  1. Ale sympatycznie :)
    Ja tam uważam, że ona będzie z Moretą!
    Buziaki i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń