Od mojego rozstania z
Armandem mina tydzień. Próbuję o nim zapomnieć, lecz nie jest to łatwe. Ciągle
przypomina mi się coś z nim związanego.
Pierwsze święta w
związku. Ukochany kupił mi drobny łańcuszek z przywieszką motylka, bo
przypominałam mu właśnie motyla. Mała, delikatna i śliczna, jak to określił. Ja
kupiłam mu ramkę na zdjęcie i włożyłam tam naszą wspólną fotografię.
- To jest urocze,
motylku. - ucałował mnie w policzek i jeszcze raz przyjrzał się prezentowi.
Spodobał mu się,
choć na początku wcale nie byłam taka pewna. Chłopak był bogaty i był
materialistą, ale jednak miał jeszcze ludzkie uczucia. Kochałam go, bardzo
mocno go kochałam.
Całe święta
spędziłam z nim, a potem także Sylwester. Według tradycji pocałowaliśmy się o
północy, co było magiczne i miało symbolizować wieczność związku. Jednak jak
się potem okazało, wcale to się nie sprawdziło.
Po dłuższym czasie
wracam w końcu do porannego biegania. Moje kolano już się zagoiło od tego
nocnego napadu na mnie i Casey'a, gdy upadłam na betonową uliczkę. Tym razem zdecydowałam
się pobiegać w parku. Truchtam jedną ze ścieżek, gdy nagle wpadam na Richelieu.
- Miło Cię widzieć
Rena. - uśmiecha się i zagradza mi dalszą drogę.
- Czego chcesz? -
pytam ze złością.
- Ciebie, madame. Wróć
do mnie, proszę. - pada przede mną na kolana.
- Nie mogę... -
odpowiadam i zaczesuję opadające mi na oczy pasemka włosów za ucho. - Z resztą,
masz tę drugą kobietę... Będziesz miał dziecko...
- Co? Ona się nie
liczy, Pyreno. Jej matka nie chce w rodzinie "żabojada", więc
znalazła jej innego. Jestem wolny i chcę, abyś do mnie wróciła. Kocham Cię. -
chwyta moją dłoń i patrzy mi głęboko w oczy.
Nie wiem co zrobić.
Moje uczucie do niego nadal się nie wypaliło, ale fakt, że mnie zdradził...
Waham się co odpowiedzieć.
- Proszę... Jesteś
moim szczęściem Pyreno Lucrezio. Bez Ciebie świat jest strasznie szary... -
wygłasza swój monolog, a wokół nas skupia się coraz więcej gapiów. Co z tego,
że jest 6 rano. Idą do pracy, a Richelieu wygląda jakby się oświadczał.
- Nie mogę Armand. -
odpieram i próbuję go wyminąć, lecz chłopak łapie mnie za dłoń.
- Chyba każdy
zasługuje na drugą szansę... - spogląda na mnie z nadzieją w oczach.
Nie umiem długo się na
niego gniewać.
- Okay. Ale tym razem
nie próbuj mnie zranić. - uśmiecham się do niego.
Richelieu wstaje i mocno
mnie obejmuje, jednocześnie całując mnie czule.
Co!? Wróciła do Żabojada?!
OdpowiedzUsuńJesteś głupia Pyreno Lucrezio!
Ciekawe co na to Casey...
Pozdrawiam i czekam na next.