niedziela, 1 stycznia 2017

3.

 Dziś wyjątkowo rozdział o 0:00. Szczęśliwego Nowego Roku!

- O co chodzi? - pyta zaspany Casey, wchodząc do domu. Odebrał i zgodził się przyjechać bez pytania.
- Chcę gdzieś wyjść. - oznajmiam i zabieram podręczną torebkę.
- Okay. I ja mam Ci potowarzyszyć? - przepuszcza mnie w drzwiach.
- Tak. Myślę, że weźmiemy twoje auto i wpadniemy do McDrive'a na początek. - decyduję i wsiadam do samochodu Morety.
- Cudownie. - odpiera i zajmuje miejsce za kierownicą.
- Casey, chciałabym przeprosić. Za to jak Cię wczoraj potraktowałam... - mówię ze skruchą, patrząc przed siebie. Nie umiem spojrzeć mu w oczy.
- Jest w porządku. - odpowiada, skupiając się na drodze.

Do McDrive'a docieramy kwadrans później. Zamawiamy po coli, frytkach oraz rollo dla mnie i burger dla niego. Wszystko na koszt chłopaka. Parkujemy na uboczu i zabieramy się za jedzenie. Zupełnie się nie przejmując, że nie wypada mówić z pełną buzią, prowadzimy ożywioną dyskusję. Postanowiłam otworzyć się przed nim i opowiedzieć co nieco o Armando.

- Zupełnie go nie rozumiem… Zdradzać taką śliczną dziewczynę? Dupek, nie facet. - odzywa się, gdy kończę całą historię.
Nadal siedzimy w aucie na parkingu, a słońce zaczyna wschodzić.
- Myślisz, że ja rozumiem? Było nam razem tak dobrze. Nasz związek rozwijał się powoli i subtelnie, zupełnie jak najdelikatniejsza róża na świecie… - wzdycham i odgarniam pasemko włosów za ucho.
Casey spogląda na mnie i uśmiecha się. Jest z niego cudowny kumpel.
- Masz rację. - stwierdza, a następnie sprawdza godzinę w samochodowym radiu. - Myślę, że powinniśmy wracać. Jest pięć po czwartej. - oznajmia i przekręca kluczyk w stacyjce.
- Pewnie. O dziesiątej mamy występ w radiu. - odpieram i zapinam pas. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

Był deszczowy początek września. Armand jednak nie przejmował się tym i chciał zabrać mnie na wycieczkę po okolicy i pokazać mi urokliwe miejsca, w których się wychowywał. Jednak z godziny na godzinę warunki drogowe były coraz gorsze, aż w końcu nasz samochód wpadł do rzeki. Ostatkami sił rozbiłam szybę i wydostałam się w tonącego pojazdu. Richelieu rozpaczał, gdyż było to jego nowe auto, które dopiero odebrał z salonu. Bardziej przejął się nim niż mną. Od tamtego dnia zaczęliśmy się od siebie oddalać.

Opieram głowę o szybę w aucie Casey’a i spoglądam w dal. Na szczęście ulica jest prosta, warunki dobre, a Moreta jest dobrym kierowcą. Docieramy bezpiecznie pod mój dom. Żegnam się z nim i udaję się prosto do sypialni, gdyż czuję się zmęczona. Gitarzysta wraca do siebie.

1 komentarz:

  1. Szczęśliwego Nowego Roku!
    Rozdział super, tylko krótki...
    Coś tam miedzy Reną a Moretą będzie... Czuję to.
    Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń