Dziś wyjątkowo rozdział o 0:00. Szczęśliwego Nowego Roku!
- O co chodzi? - pyta zaspany Casey, wchodząc do domu. Odebrał i zgodził się przyjechać bez pytania.
- Chcę gdzieś wyjść. -
oznajmiam i zabieram podręczną torebkę.
- Okay. I ja mam Ci potowarzyszyć?
- przepuszcza mnie w drzwiach.
- Tak. Myślę, że
weźmiemy twoje auto i wpadniemy do McDrive'a na początek. - decyduję i wsiadam
do samochodu Morety.
- Cudownie. - odpiera
i zajmuje miejsce za kierownicą.
- Casey, chciałabym
przeprosić. Za to jak Cię wczoraj potraktowałam... - mówię ze skruchą, patrząc
przed siebie. Nie umiem spojrzeć mu w oczy.
- Jest w porządku. -
odpowiada, skupiając się na drodze.
Do McDrive'a docieramy
kwadrans później. Zamawiamy po coli, frytkach oraz rollo dla mnie i burger dla
niego. Wszystko na koszt chłopaka. Parkujemy na uboczu i zabieramy się za
jedzenie. Zupełnie się nie przejmując, że nie wypada mówić z pełną buzią,
prowadzimy ożywioną dyskusję. Postanowiłam otworzyć się przed nim i opowiedzieć
co nieco o Armando.
- Zupełnie go nie
rozumiem… Zdradzać taką śliczną dziewczynę? Dupek, nie facet. - odzywa się, gdy
kończę całą historię.
Nadal siedzimy w aucie
na parkingu, a słońce zaczyna wschodzić.
- Myślisz, że ja
rozumiem? Było nam razem tak dobrze. Nasz związek rozwijał się powoli i
subtelnie, zupełnie jak najdelikatniejsza róża na świecie… - wzdycham i
odgarniam pasemko włosów za ucho.
Casey spogląda na mnie
i uśmiecha się. Jest z niego cudowny kumpel.
- Masz rację. -
stwierdza, a następnie sprawdza godzinę w samochodowym radiu. - Myślę, że
powinniśmy wracać. Jest pięć po czwartej. - oznajmia i przekręca kluczyk w
stacyjce.
- Pewnie. O dziesiątej
mamy występ w radiu. - odpieram i zapinam pas. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
Był deszczowy początek września. Armand jednak nie przejmował
się tym i chciał zabrać mnie na wycieczkę po okolicy i pokazać mi urokliwe
miejsca, w których się wychowywał. Jednak z godziny na godzinę warunki drogowe
były coraz gorsze, aż w końcu nasz samochód wpadł do rzeki. Ostatkami sił rozbiłam
szybę i wydostałam się w tonącego pojazdu. Richelieu rozpaczał, gdyż było to
jego nowe auto, które dopiero odebrał z salonu. Bardziej przejął się nim niż
mną. Od tamtego dnia zaczęliśmy się od siebie oddalać.
Opieram głowę o szybę
w aucie Casey’a i spoglądam w dal. Na szczęście ulica jest prosta, warunki
dobre, a Moreta jest dobrym kierowcą. Docieramy bezpiecznie pod mój dom. Żegnam
się z nim i udaję się prosto do sypialni, gdyż czuję się zmęczona. Gitarzysta
wraca do siebie.
Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńRozdział super, tylko krótki...
Coś tam miedzy Reną a Moretą będzie... Czuję to.
Pozdrawiam i czekam na kolejne rozdziały.