- Rena, musisz coś
zjeść... - Nia, moja starsza siostra, gładzi mnie po plecach, przysuwając
bliżej mnie bułkę z serem zrobioną w mikrofali.
- Nie chcę... - burczę
pod nosem i rzucam na ziemię kolejną zużytą chusteczkę.
Mamy już poranek, a ja
dalej to wszystko przeżywam.
- Rena, tak nie można.
Sama kiedyś przez coś podobnego przechodziłam i to nie jest dobre. - mówi
stanowczo.
- Ale Nia... Nic nie
rozumiesz... - siadam na wprost niej i zaczynam opowiadać jej wszystko ze
szczegółami.
Był ciepły sierpień, gdy razem z Nią, Mirandą i Casey’em
byliśmy na krótkich wakacjach przed nagrywaniem nowej EP-ki. Tego dnia, jak co
ranek, o 6 rano szłam pobiegać. Pensjonat świecił wówczas pustkami. W drzwiach
wejściowych wpadłam na niego. Chłopak wysoki, przystojny i w podobnym wieku,
kierował się właśnie z bagażami do holu. Oczywiście, przy zderzeniu wszystkie
upadły, tak jak i my.
- Wszystko dobrze? - zapytał z francuskim akcentem, podając
mi dłoń, abym wstała.
- Tak, wszystko dobrze. Przepraszam za kłopot. - uśmiechnęłam
się do niego.
- Nic się nie stało. Przyzwyczaiłem się, że takie śliczne
dziewczyny na mnie lecą. - zaśmiał się i podniósł ostatnią walizkę. - Tak w
ogóle to jestem Richelieu. - wyciągnął do mnie dłoń. - Armand Richelieu. A
madame? - chwycił moją dłoń.
- Rena. - odparłam, nieco zawstydzona. - Właściwie Pyrena
Lucrezia Morze Enea. - dodałam i spuściłam wzrok na swoje buty.
- Miło poznać. - ucałował mnie w dłoń. - Śliczne imię dla
ślicznej dziewczyny. Dasz się zaprosić na fornetki? - zaproponował.
- Tak. - wydusiłam z siebie. - Umówimy się jeszcze. Pokój
numer trzy. Muszę już iść. - zabrałam swoją dłoń z jego i nacisnęłam klamkę ku
drzwi.
Słyszałam tylko ciche ‘dobrze’ za sobą i zniknęłam. Byłam tak
cholernie szczęśliwa. Przystojny francuz z starodawnym, ale pięknym imieniem i
nazwiskiem oraz dobrze wychowany właśnie się mną zainteresował.
- O Boże, Rena… -
jęczy Casey, gdy po raz dziesiąty w dniu dzisiejszym włączam w telewizji tę
samą komedię romantyczną. - Nie możemy obejrzeć meczu? Zaraz się zacznie… -
spogląda na mnie błagalnie.
- Nie, nie możemy. -
odpieram i owijam się mocniej kocykiem. Wciskam na pilocie przycisk ‘play’ i
ostatni raz zerkam na niego. - Zostawił Cię kiedyś ktoś, kogo kochałeś całym
sercem? Skrzywdził Cię ktoś, komu bezgranicznie ufałeś? - pytam.
- No nie… Ale to co się
stało to nie powód, by całe dnie nic nie jeść, płakać i oglądać jakieś
przygnębiające filmy. - burczy pod nosem. - Powinnaś wziąć się w garść i
pokazać mu co stracił. - dodaje.
- Ale Ty nic nie
rozumiesz… - wzdycham i odwracam wzrok w stronę telewizora. - Nie będę z Tobą
rozmawiać. - kończę temat i pogłaśniam film.
Moreta wstaje z
kanapy, mruczy coś jeszcze pod nosem i wychodzi. W końcu zostaję sama i mogę w
spokoju obejrzeć cokolwiek i przemyśleć wszystko. Może i miał trochę racji, ale
to moje życie i sama muszę przez to wszystko przejść.
Zwała z niej :) Serio, nawet mnie by dobiła, a mam już wprawę z takimi sprawami.
OdpowiedzUsuńWyrazy współczucia dla Morety.
Pozdrowionka i czekam na next. Chyba akurat w święto :)